środa, 14 maja 2014

Co za chaos!

No ja Wam mówię, wczoraj prawie wyszłam z siebie, stanęłam obok i byłaby nas 4! O 10:30 byłam umówiona na KTG, potem USG i szybka wizyta u lekarza... Pojechałam wcześniej żeby zrobić badania krwi, moczu i wymaz na paciorkowca niezbędny mi do porodu. Wszystko było by dobrze do czasu USG, moje wielowodzie według lekarza znalazło się "na górnej krytycznej granicy". Szybko wpadłam do gabinetu mojej doktorki ze zdjęciami z USG i przerażoną miną. Zadałam jej milion pytań, czemu, skąd, jak, co robić... A ona powiedziała mi tylko "Poczekamy co będzie za kilka dni.". Dziękuje samej sobie, że Pyś ze mną nie wszedł do gabinetu bo by babsztyla udusił!!!!!!! 







Wróciłam do domu, od razu odpaliłam wujka google i naczytałam się o przeróżnych zagrażających dziecku infekcjach, wadach wrodzonych etc. Długo nie czekałam... Zadzwoniłam do prywatnej kliniki ginekologiczno-położniczej i umówiłam się na ten sam dzień na wizyte. Wizyta była umówiona na 19:30 ale Pani przez telefon poleciła mi przyjechać wcześniej żeby założyć kartę i wypełnić formalności. O 19:12 pani pielęgniarka już kompleksowo się mną zajeła, wypełniając ze mną formalności kilka razy zapytała "Czy Pani czuje się na tyle dobrze żeby stać czy podać Pani krzesło?". Szczęka opadła mi do kolan :D Dokończyłyśmy papiery i zabrosiła mnie do gabinetu aby zmierzyć ciśnienie, puls i mnie zważyć. Ciśnienie wreszcie w normie, waga +12kg a puls... KOSMICZNIE WYSOKI! Szybko zawołała doktorka, ten od razu nakazał mi skonsultować się z kardiologiem...  Samej wizyty nie będę Wam opisywać, łącznie z USG trwała godzinę i 10 min! Na USG doktorek nielegalnie wydrukował nam zdjęcie 4D i kilka zgrał na płytkę :) Przebadał Tośkę na wszystkie możliwe strony i jasno powiedział, że nic jej nie dolega. Zmniejszył mi dawki leków, zapisał pierdyliard badań, zalecił spanie na lewym boku i spokój. Najpóźniej za dwa tygodnie mam się zgłosić na wizyte na której ustalimy termin cesarki :D Kamień spadł mi z serca, że wreszcie ktoś szczegółowo przebadał mnie i Tośkę, smutne jest tylko to, że na NFZ mieli na nas wyjebane a jak zapłaciłam 180zł za wizyte to doktorek zajął się nami tak jak powinien.



Młoda wyszła nieco... Niewyraźnie bo zawzięcie boksowała pępowinę i non stop się obracała więc ciężko było jej zrobić zdjęcia :D

to zdjęcie jest wydrukowane na takim papierze jak naklejka, że można je od razu gdzieś nalepić :D


próbki, ulotki i inne takie, które dostałam po wizycie ;)

a tak Paszczak pomagała mi pakować torbe do szpitala :D

Jutro od rana rajd po mieście, najpierw laboratorium, potem kardiolog... Zaraz Pyś leci po receptę a za jakieś 10 dni wizyta... Łącznie 600zł pójdzie w zapomnienie -.-

4 komentarze:

  1. Faktycznie, niezbyt fajnie.

    Paszczak jest ślepy na jedno oczko? :o

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na prawe oko jeszcze widzi choć je też atakuje choroba a na lewe już zupełnie nie widzi...

      Usuń
  2. Taka jest smutna prawda, że dopóki nie zapłacisz to nie zajmie się Tobą nikt... a wiadomo, że nikt nie będzie na zdrowiu oszczędzał. To przykre, że zdrowie może mieć cenę... i to zazwyczaj taką horrendalną.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do porodu musimy wydać około 3tys zł. To nawert nie jest przykre tylko żałosne. Po porodzie dostanę 1000zł becikowego ( o ile dostanę bo jestem zmuszona ciągle zmieniać lekarzy bo żaden nie umie się mną zająć tak jak powinien) i tyle pomocy ze strony Państwa. Jak jeszcze raz usłysze jakiegoś buca (polityka) gadającego o polityce prorodzinnej to wysadze sejm w powietrze. Banda idiotów, które nie wie nic na temat na który się wypowiada..

      Usuń